W poprzednim poście napisałam o głównych założeniach diety warzywno – owocowej dr Dąbrowskiej oraz o tym, że dietę rozpoczęłam gdy tylko odstawiłam córkę od karmienia piersią czyli nie tak dawno, bo 7 dni temu.
Dzisiaj jest dzień 8 diety więc zamieszczam krótkie podsumowanie mojego pierwszego tygodnia na tej diecie.
O diecie słyszałam już wcześniej ale, nie wiedząc dlaczego, kojarzyła mi się z ogromnym wyrzeczeniem, głodowaniem, notorycznym bólem głowy (związanym z tzw. kryzysem ozdrowieńczym) oraz ogólnym osłabieniem i rozdrażnieniem wynikającymi z powodu braku dowozu glukozy do organizmu w postaci np. kawy i czeko 🙂
Rzeczywistość wygląda jednak zupełnie inaczej. Oczywiście każdy jest w różnym stopniu zanieczyszczony toksynami, i też każdy z nas inaczej będzie się czuł będąc na tej diecie. Nie korzystałam nigdy wcześniej z żadnej z dostępnych metod na oczyszczanie organizmu, dlatego może właśnie spodziewałam się po niej najgorszego. Zachęcona opowieściami kuzynki o spektakularnych efektach stosowania diety podjęłam jednak decyzję o jej rozpoczęciu.
Po tygodniu bez wahania mogę powiedzieć, że ta dieta jest bardzo przyjemna, a uczucie lekkości jakie jej towarzyszy jest niezastąpione.
Jakie są moje odczucia po siedmiu dniach stosowania diety warzywno – owocowej dr Dąbrowskiej?
Podejmując się diety nie czułam obaw związanych ze spożywania wyłącznie warzyw i śladowych ilości owoców.
Nie przeszkadza mi zjedzenie sałatki warzywnej na śniadanie, surowej surówki z kapusty i innych warzyw na obiad, czy też duszonej na wodzie cebuli na kolację. Przecież dieta nie trwa wiecznie, a jedynie 14 dni (można też dłużej). Czym jest te dwa tygodnie w porównaniu z 30 latami, które są już za mną? Jeśli więc rzeczywiście tyle dobra mogę uzyskać po przejściu tej diety (o tym, czego można spodziewać się po przejściu diety pisałam tu), to czemu mam nie skorzystać?
Postanowiłam, że będę jeść 3 główne posiłki dziennie w godzinach: 9:00, 13:00, 16:00.
Jeśli poczuję głód (chociaż zgodnie z założeniem diety nie powinnam) to zjem lekką kolację. Zaznaczę, że posiłki które spożywam są naprawdę sporych rozmiarów. Nie chcę dopuścić do niedoborów witaminowo – minerałowych, bo dieta przyniesie więcej szkody niż pożytku. To nie ma być dieta wyniszczająca. Nie nazwałabym jej na pewno postem (a tak też jest nazywana).
Śniadanie to głównie sok warzywny 300 ml lub więcej i sałatka warzywna zapakowana w duży pojemnik, drugie śniadanie to szejk warzywny o objętości około 800 ml plus owoc lub warzywa jako przekąska, a obiad to najczęściej dwa pełne talerze zupy na bazie warzyw, która naprawdę syci. Codziennie staram się też pić zakwas z buraków i jeść kapustę kiszoną jeśli nie była dodana do zupy. Pilnuję ilości spożywanych owoców (z listy dozwolonej) aby nie stanowiły więcej niż 1/4 pożywienia jakie zjadam w ciągu dnia).
Przygotowanie posiłków nie zajmuje specjalnie dużo czasu.
Jeżeli mam porównywać czas jaki poświęcam na przygotowanie posiłków do pracy to wcześniej zdecydowanie było krócej. Nie ma się co oszukiwać – wrzucenie kaszy jaglanej na wrzątek zajmuje proporcjonalnie mniej czasu niż pokrojenie warzyw na sałatkę.
Nie uważam jednak żeby to było jakoś specjalnie problematyczne, to tylko kilka minut dłużej, a w końcu dieta nie trwa wiecznie. Posiłki dla siebie przygotowuję podczas przygotowywania posiłków na następny dzień dla córki w tzw. “międzyczasie”. Przy okazji mąż dostanie od czasu do czasu solidną porcję zieleniny do pracy.
Na różnych portalach można znaleźć wiele ciekawych i smacznie wyglądających przepisów, ale prawdę powiedziawszy nie bardzo mam czas na ich testowanie więc pod tym względem idę na łatwiznę i sama wymyślam przepisy na szybko. Póki co nie przeszkadza mi jedzenie warzyw jedynie lekko obgotowanych lub po prostu na surowo – tak jest najszybciej. Jeśli zacznie mi doskwierać monotonia sięgnę po przepisy.
Największą trudność w przechodzeniu diety upatruję w tym, że jako matka – kucharka, gotuję potrawy dla domowników, gotuję więc potrawy, których nie spróbuję.
Jest to spore utrudnienie również z tego względu, że moja córka ostatnio bardzo lubi jeść na moich kolanach i karmić mnie swoim jedzeniem. Wziąwszy pod uwagę fakt, że niedawno odstawiłam córkę od piersi, przygotowywane dla niej posiłki muszą być pełnowartościowe. W chwili obecnej córka je 3 razy więcej niż jadła dotychczas. Apetyt bardzo jej dopisuje. Poza tym wiem, że jeśli obiad jest smaczny i pełnowartościowy mój mąż nie zje kolacji po królewsku, a córka nie będzie wołać wciąż “mniam, mniam”. Biorąc to pod uwagę wieczorem niekiedy gotuję 2 obiady – dla siebie i dla pozostałych członków rodziny.
Nie mdli mnie od nadmiaru warzyw, mogę żyć bez kawy.
Wiele osób odpuszcza sobie dietę, ponieważ nie wyobraża sobie jak można funkcjonować wyłącznie na warzywach i skromnym dodatku owoców. Można funkcjonować, wykonywać codzienne obowiązki i czuć się dobrze. Dopóki na co dzień nie będziemy zajadać się żywnością wysoko przetworzoną, dopóty lekko podgotowany brokuł nie stanie nam w gardle, a koktajl szpinakowy będzie pysznym i orzeźwiającym deserem.
Za kawą tęskni już tylko moje przyzwyczajenie. Choć nie twierdzę, że nie wrócę do niej po zakończeniu diety. W ciągu dnia popijam herbaty ziołowe: rumianek, melisę, miętę a także zieloną i różne mieszanki. Na początku zapominałam aby dodać do nich nieco imbiru i goździków. Zioła mogą oziębiać organizm i tak też było w moim przypadku. Obecnie wszystko wróciło do normy.
Jak minął pierwszy tydzień na diecie warzywno – owocowej dr Dąbrowskiej?
Pierwszy dzień postu minął bez echa.
W drugim dniu odczuwałam po południu bardzo silny ból głowy i zawroty, sporadycznie zimne dreszcze, najchętniej położyłabym się do łóżka i zasnęła w ciągu minuty (usypiając córkę do snu zasnęłam wcześniej od niej 🙂 ). Tej nocy spałam wyjątkowo dobrze, a rano odczułam prawdziwą regenerację.
Trzeciego dnia towarzyszył mi jedynie lekki ból głowy, taki jakby ćmiący. Nie odczuwałam żadnego głodu w ciągu dnia, natomiast wieczorem czułam lekkie przelewanie w brzuchu. Na twarzy pojawiły się wypryski.
Czwartego i piątego dnia nie towarzyszyły mi żadne objawy ze strony głowy czy brzucha. W ogóle nie czułam, że jestem na diecie. Waga spadła około 1,5 kg.
Szóstego dnia również nie działo się nic szczególnego. Nie odczuwałam głodu. Rano, jak zwykle, zjadłam bardzo sycące śniadanie w postaci surówki i nie odczuwałam głodu bardzo długo, jednak zgodnie z zaleceniem zjadłam drugi posiłek po około 3,5 godzinach, a na obiad standardowo zaserwowałam sobie warzywa lekko obgotowane w formie wiosennej zupy. Wypryski na twarzy nadal są w miejscach, w których wcześniej ich nie było ale widzę wyraźnie, że jest to forma oczyszczania.
Siódmego dnia stosowania diety nadal nie odczuwałam żadnych dolegliwości. Nic mnie nie bolało, jedynie wieczorem towarzyszyło mi lekkie przelewanie w brzuchu.
Przeczytałam, że osoby które już wcześniej odstawiły pszenicę i nabiał mogą przechodzić dietę łagodniej, to samo dotyczy osób spożywających niewielkie ilości mięsa. Być może dlatego nie mam większych kryzysów, lub kryzys w moim przypadku nastąpi w momencie, gdy rozpocznie się etap usuwania toksyn głęboko zalegających.
Najlepsze jest w tym to, że jem do syta, nie czuję głodu a waga leci w dół, więc jeśli ktoś chce się pozbyć kilku kilogramów w bezpieczny sposób ta dieta jest dla niego (dodam, że uprawiam lekką aktywność fizyczną: joga, ćwiczenia rozciągające).
Widzę już pierwsze efekty stosowania diety.
Mój sen poprawił się, łatwiej przychodzi mi zasypianie. Jestem bardziej skoncentrowana i skupiona. Czuję się lekko na żołądku, nie towarzyszą mi żadne wzdęcia czy zaparcia. Twarz, pomimo nowych wyprysków, jest rozjaśniona i wyraźnie zregenerowana.
Gdy wracam z pracy nie odczuwam senności jak bywało wcześniej. Nie potrzebuję kawy! A dawniej piłam ją rano i czasami też popołudniu. No i waga…choć na jej spadku specjalnie mi nie zależało, ale dzisiaj gdy na nią weszłam zobaczyłam 2,5 kg mniej.
To naprawdę zadziwiające, że jeśli wyregulujemy poziom cukru we krwi znikną objawy zmęczenia i senności w ciągu dnia (a wcale nie kładę się spać wcześniej niż do tej pory), a także napady wilczego głodu. Minął zbyt krótki czas aby spodziewać się efektów “wow”! Choć już te bardzo mnie cieszą.
Zobaczymy jak minie drugi tydzień…
Absolutną koniecznością jest wprowadzanie do życia diet oczyszczająco – regeneracyjnych.
Naprawiamy samochody, dokonujemy ich konserwacji, robimy generalne wiosenne porządki domu, a czy zajmowaliśmy się kiedykolwiek, tak na poważnie, porządkami najważniejszymi czyli tymi w naszym organizmie?
To moja pierwsza dieta “na poważnie” dlatego też wiem, że do każdej decyzji trzeba po prostu dojrzeć, bo przecież nie od dziś wiem co potrafi zdziałać zdrowe odżywianie, właściwe nawodnienie i solidnie przeprowadzony post. Dlatego z podjęciem decyzji zawsze dajmy sobie czas. Nie zawsze jest odpowiedni moment na przeprowadzenie detoksu – niekorzystna sytuacja w pracy, problemy w rodzinie i nadmierny stres z tym związany nie będzie służył zdrowieniu na diecie. Rozumiem teraz dlaczego organizowane są ośrodki, do których można pojechać i przeprowadzić dietę w ciszy i w spokoju.
Na blogu pojawi się jeszcze wpis podsumowujący o ile dotrwam do końca diety oraz o tym, jak powinno się wychodzić z diety aby nie dopadł nas efekt jojo.