Znasz to uczucie… Mówisz: “Coś mnie bierze”, “Czuję się nieswojo…”. Z każdą chwilą Twoja głowa staje się coraz cięższa. Przeziębiłaś się. Na samą myśl o tym, że będziesz mieć katar, ba… może nawet gorączkę, a potem rozboli Cię gardło lub zaczniesz kaszleć i to wszystko będzie trwało minimum książkowe 7 dni…odechciewa Ci się.
Przecież mamy nie chorują, one nie mogą chorować. Co jeśli jednak to następuje? Przez dom przechodzi huragan….
Dobrze jeśli to będzie rzeczywiście te standardowe 7 dni, gorzej jeśli pojawi się powikłanie i 7 dni zamieni się w 14…
Jest jednak pewien sposób, o którym być może już słyszałaś. Jeśli nie wiesz jak sobie poradzić przy pierwszym “nie halo” to zachęcam Cię do przeczytania tego wpisu.
Sezon chorobowy można pomału uznać za otwarty. To jak go zniesiemy, jak zniesie go Twoja rodzina, zależy od tego jak dbamy na co dzień o odporność, jak się odżywiamy, ile czasu spędzamy na świeżym powietrzu, czy się wysypiamy no i czy stres nie jest naszym częstym pasażerem na gapę.
Jest sporo czynników wpływających na szeroko rozumianą odporność ale najważniejszym jest jednak dieta. Co tu dużo mówić. To co jemy jest niezwykle ważne. Z tym obecnie już się nie dyskutuje.
Co zrobić gdy czujesz, że przeziębiłaś się?
Absolutny początek infekcji:
- Bierzesz wodę utlenioną zwykłą apteczną za około 1 zł, odchylasz głowę na bok i wkraplasz do ucha najpierw 1 kropelkę. Jeśli nic się nie dzieje wkraplasz jeszcze dwie krople i czekasz około 1 minuty. Będziesz odczuwać “bzyczenie”. Tak ma być. Po tym czasie wylewasz z ucha wodę i to samo robisz z drugim uchem.
Jeśli zakraplasz ucho dziecku musisz go uprzedzić, że będzie bzyczało.
Dlaczego zaczynamy od ucha? Bo infekcja górnych dróg oddechowych (namnażanie się bakterii) zaczyna się najczęściej od ucha środkowego, a woda utleniona działa antybakteryjnie. - Do około 1/3 szklanki wody (może być kranówa) dodajesz 1 niepełną łyżkę wody utlenionej (ja to robię na wyczucie, jeżeli nigdy wcześniej nie płukałaś ust wodą utlenioną za pierwszym razem dodaj 1 łyżeczkę) i około 5 kropli płynu lugola (roztwór wodny jodu do kupienia w aptece za około 8 zł). Mieszasz i płuczesz tym gardło. Ja wykorzystuję na jeden raz całą zawartość szklanki płucząc gardło około 3 razy. Oczywiście wszystko wypluwamy do zlewu! Czynność powtarzamy około 3 razy w ciągu dnia.
Dlaczego woda utleniona i płyn lugola? Bo są to dwa potężne środki w walce z chorobą. Działając antybakteryjnie i antywirusowo zabijają nieproszonych gości w gardle za jednym ciosem.
Jeżeli nie udało Ci się powstrzymać powstania kataru…
- Przygotowujesz mieszankę, którą zapodasz sobie do nosa: 5 ml soli fizjologicznej wlewamy do kieliszka, dodajemy około 2 krople wody utlenionej (cały czas mowa o wodzie aptecznej 3%). Bierzesz do ręki zakraplacz. Kładziesz się na plecach i odchylasz głowę maksymalnie do tyłu. Połowę mieszanki zapodajesz zakraplaczem do jednej dziurki w nosie a drugą połowę do drugiej. Czekasz aż poczujesz mrowienie w zatokach, czasem wręcz pieczenie, które odczuwane będzie na czubku głowy – świetnie! mieszanka działa i właśnie oczyszcza Twoje zatoki z nagromadzonego śluzu. Odczekaj ile dasz rady, minutę.. dwie? Usiądź i wysmarkaj wszystko. Jeśli coś było w zatokach zobaczysz na chusteczce tęczę 🙂
Zabieg możesz powtórzyć 3 razy w ciągu dnia.
Co w przypadku gdy nie czujesz pieczenia?
Albo w zatokach nic nie było, albo masz niedrożny nos, albo mieszanka jest za słaba. Co wtedy? Zrób drugą mieszankę, tym razem z dodatkiem 5 kropli wody utlenionej i zakropl ponownie nos w ten sam sposób. Spokojnie, nos puści po którymś razie.
Mała dygresja: niektórzy ludzie tą metodą wyleczyli się z przewlekłego stanu zapalnego zatok trwającego latami.
Jakie jest moje doświadczenie z tą metodą?
Świeży przykład. Jeszcze dwa dni temu wieczorem poczułam, że coś jest nie tak. To ten pierwszy objaw. Skierowałam się w stronę łazienki, gdzie zawsze stoi woda utleniona (ma wiele innych zastosowań ale dziś nie o tym) i zakropiłam sobie uszy. Od razu wypłukałam też gardło w opisany powyżej sposób.
Następnego dnia wstałam bez żadnych objawów choroby 🙂 Stosuję tą metodę za każdym razem gdy czuję się nieswojo. Jeśli rzeczywiście uchwycę ten moment, nie zbagatelizuję go (a zdarzało mi się…), to nie ma szans żeby infekcja rozwinęła się. Nie ma takiej opcji. Tylko umówmy się – dbam o zdrową dietę na co dzień.
Co zrobić kiedy choroba rozwinęła się a termometr twierdzi, że masz gorączkę?
To już jest armata według mnie. Działasz szybko!
Najlepiej opisze to moje ostatnie doświadczenie z chorobą, które miało miejsce ostatniej zimy…
Po południu, zupełnie niezapowiedzianie, dostałam gorączki bagatela 39.0 stopni. Jedyne co czułam godzinę wcześniej to to, że było mi dziwnie zimno… Temperatura wystraszyła mnie na poważnie. Przed oczami miałam wizję antybiotyku (a to poważny błąd w myśleniu) czyli tym samym na włosku wisiała możliwość karmienia piersią mojej małej półrocznej córki. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że na rynku dostępne są antybiotyki, które można brać podczas karmienia. Choć i do takich nowości podchodziłabym ostrożnie. Wiadomym jest, że wszystko przechodzi do mleka.
Jak sobie wtedy poradziłam? krok po kroku.
- Od razu zapodałam sobie na 1 szklankę ciepłej wody 1 płaską łyżeczkę witaminy C w formie askorbinianu sodu (askorbinian można zamienić sporą dawką soku wyciśniętego z cytryny).
- Na stole w kuchni stało wówczas moje pyszne Karmi na laktację (działa świetnie!). Wlałam około połowę butelki do garnka, dodałam 1/2 łyżeczki cynamonu, 4 goździki, starłam na tarce świeży kawałek imbiru i wszystko zagotowałam. Po minucie przecedziłam do kubka, odczekałam chwilę i dodałam 1 łyżeczkę miodu. Wypiłam.
- Do miseczki dodałam 1 łyżkę miodu, 1 łyżeczkę kurkumy oraz kawałek startego na tarce imbiru. Wymieszałam i zajadałam się tym po odrobinie.
- Na jedną kromkę chleba nałożyłam masło i 1 ząbek czosnku starty na tarce oraz plasterki ogórka kiszonego. Posypałam pieprzem (pieprz jest potrzebny aby kurkuma lepiej się wchłonęła, a do miodu pieprz nijak mi pasuje). Zjadłam (mniam!).
A teraz możesz mi wierzyć lub nie ale temperatura po około 2 godzinach spadła do 37.8 z tego co pamiętam. Nadal odczuwałam chłód.
Co zrobiłam dalej?
- Zaparzyłam sobie herbatkę z lipy i wypiłam.
- Moczyłam stopy w gorącej wodzie z dodatkiem dobrej soli np himalajskiej lub kłodawskiej, około 10 minut. Wytarłam ręcznikiem i nałożyłam grube skarpety.
- Był już wieczór, dziecko w międzyczasie usnęło i ja też poszłam spać przykryta po uszy grubą kołdrą, uprzednio wypłukawszy sobie ponownie gardło mieszanką wody z wodą utlenioną i płynem lugola.
Co stało się następnego dnia?
Co tu dużo mówić – byłam zdrowa. Ani śladu po gorączce. Po prostu wstałam na równe nogi z tą samą energią co zawsze. Prawdę powiedziawszy sama nie dowierzałam, bo już dawno nie dostałam tak wysokiej gorączki.
Oczywiście życzę Ci abyś nie chorowała ale jeśli jednak poczujesz, że coś Cię rozkłada to sprawdzenie tej metody praktycznie nic Cię nie kosztuje (oprócz zakupu wymienionych produktów, chyba że je masz). Jest banalnie prosta i niezwykle skuteczna jak widzisz. Pamiętaj tylko, że przy każdym produkcie, który stosujesz pierwszy raz zawsze należy zachować szczególną ostrożność, bo nigdy do końca nie wiesz na co jesteś uczulona. Czasami można zareagować alergicznie na połączenie różnych produktów ze sobą nawet jeśli stosowane indywidualnie żadnej takowej reakcji nie wywołują.
Zaznaczam, że jest to metoda, którą należy zastosować niezwłocznie na początku przeziębienia. Wtedy nie pozwalasz żeby choroba rozwinęła się.
Jeśli jednak infekcja pogłębi się to….. zobacz kolejne wpisy. Znajdą się i na to sposoby.
A póki co nie myśl o przeziębieniach tylko korzystaj z pięknej, słonecznej jesieni!